Agnieszka Elwertowska, 25-letnia studentka informatyki w WSB w Gdańsku, marzy o locie w kosmos. Od trzech lat aktywnie działa w projektach kosmicznych. Brała udział m.in. w HEDGEHOG REXUS Project, który w ramach studenckiego programu REXUS/BEXUS Europejskiej Agencji Kosmicznej, zmierzył drgania oraz przepływ ciepła w lecącej rakiecie. Ponadto uczestniczyła w pięciu misjach jako analogowa astronautka. Stypendystka V edycji programu Nowe Technologie dla Dziewczyn firmy Intel oraz Perspektywy Women in Tech, członkini Pierwszej Rady Studentów przy Prezesie PAK – Polskiej Agencji Kosmicznej oraz inicjatorka stworzenia Studenckiego Koło Naukowego SpaceShip w WSB w Gdańsku. Należy również do studenckiego projektu PW-Sat3, gdzie jest odpowiedzialna za komunikację między satelitą a stacją naziemną. 


Prowadzi własny profil na Facebooku, Dark Horse Projects, na którym opisuje to, czym się zajmuje.

 

„Poleciałaś” na Marsa, nie opuszczając Polski. Jak to możliwe?


Organizatorzy Habitatu Marte z Brazylii (habitat to miejsce zorganizowane w taki sposób, aby warunki tam panujące symulowały te w bazie na Marsie lub Księżycu) wpadli na niekonwencjonalny pomysł. Postanowili w maju zorganizować analogową, zdalną misję na Marsa, mimo panującej pandemii. Wszyscy uczestnicy znajdowali się oczywiście w swoich domach, ale brali udział w symulacji misji. 

 

Na Twoim profilu na Facebooku przeczytałam, że burza piaskowa rozdzieliła wszystkich członków załogi i nie mieliście ze sobą kontaktu.


Analogowe misje mają swoje scenariusze. To pewnego rodzaju symulacje tego, co mogłoby się wydarzyć podczas prawdziwej misji na Księżyc lub Marsa. Wymagają od uczestników użycia wyobraźni. Podczas tej ostatniej misji każdy z nas przebywał w innym module habitatu, który był oddalony od pozostałych. Nagle zaskoczyła nas burza piaskowa na Marsie, nie mogliśmy wyjść na zewnątrz i się spotkać. Nie widzieliśmy się, mogliśmy tylko do siebie pisać lub rozmawiać poprzez wideokonferencje. Często połączenie internetowe było słabsze, więc naprawdę dodawało to realizmu.

 

To nie była Twoja jedyna misja. Za co byłaś odpowiedzialna podczas innych?


Podczas analogowej misji na Marsa w bazie Lunares w Pile byłam oficerką medyczną i monitorowałam stan zdrowia astronautów. W trakcie misji Artemis zorganizowanej pod Krakowem przez Analog Astronaut Training Center byłam Komandorem odpowiedzialnym za planowanie prac w trakcie misji, zarządzanie całą załogą oraz dbanie o komfort psychiczny jej członków. W czasie zdalnej analogowej misji Hestia w Habitat Marte w Brazylii pełniłam obowiązki Zastępcy Komandora, a podczas kolejnej misji – Demeter, w tym samym habitacie – Komandora oraz Szefa Głównego Modułu Habitatu, w którym byłam „uwięziona”. Natomiast podczas innej, zdalnej misji Dragon (poświęconej misji organizowanej niedawno przez SpaceX), też w bazie w Brazylii, jako Invited Researcher byłam zamknięta w module Power Station i odpowiedzialna za wymyślenie sposobu produkowania energii elektrycznej.

 

 

Co Cię kręci w naukach ścisłych?


Możliwość stworzenia czegoś fajnego. Tak naprawdę od zawsze rozumiałam matematykę. Kiedyś miałam problem z fizyką, jak większość mojej klasy w gimnazjum. Miałam też jednak w sobie dużą determinację, żeby zrozumieć tę dziedzinę i chodziłam na zajęcia dodatkowe. Nauczycielka widziała, że mi zależy i cierpliwie mi wszystko tłumaczyła. Potem tuż przed maturą obejrzałam Iron Mana i stwierdziłam, że chcę być jak Tony Stark i budować roboty, że to może być to.


Masz jasno sprecyzowane zainteresowania i dużą determinację, żeby spełnić marzenie o locie w kosmos. Czy zdarzyło Ci się słyszeć, że to, czym się interesujesz, nie jest dla dziewczyn?


Lubiłam różne zajęcia jako dziecko, z jednej strony bawiłam się lalkami i czytałam komiksy, z drugiej strony bawiłam się dinozaurami, Pokemonami, a także interesowały mnie sztuki walki, ćwiczyłam karate. Nie spotykałam się wtedy z negatywnymi komentarzami, że jako dziewczyna np. nie powinnam danej rzeczy robić. Myślałam, że temat dyskryminacji jest rozdmuchany. Do czasu. Jako osobie dorosłej zdarzyło mi się usłyszeć, że dziewczyny, które znają się na inżynierii, są słabym materiałem na żony, albo że dziewczyny nie powinny zajmować się inżynierią, bo się do tego nie nadają. Na szczęście teraz nie otaczam się takimi toksycznymi osobami.

 

Czytając o Twoich dokonaniach lub oglądając Cię w programach telewizyjnych, nabiera się przekonania, że Ziemia to dla Ciebie za mało. Twoim marzeniem jest dotarcie do Linii Karmana, czyli umownej granicy kosmosu?


Jasne, że chciałabym wyruszyć w podróż dookoła świata, ale chcę zwiedzić nie tylko Ziemię! Linia Karmana to umowna granica kosmosu. Można tam dotrzeć, biorąc udział w locie suborbitalnym. Bardzo chciałabym też polecieć na Księżyc, nie wiem natomiast, czy za mojego życia dolecimy na Marsa. Trochę nie potrafię opisać, dlaczego ciągnie mnie tak daleko. To taka nieokreślona część mnie. Zawsze, jak o tym myślę, jest we mnie radość, czuję, że byłoby to opus magnum mojego życia. 

 

 

Dużo robisz, żeby dążyć do celu. Projekty badawcze, misje analogowe, wydarzenia związane  z kosmosem: międzynarodowy hackaton NASA Space Apps Challenge czy konferencja „Galaktyka kobiet” i do tego studiowanie informatyki. Albo masz maszynę do rozciągania doby, albo coś Cię bardzo napędza.


Poza studiami i moim hobby to chyba nie aż tak dużo rzeczy się dzieje. Napędza mnie chęć bycia tam, gdzie nikt lub prawie nikt nie dotarł. Poza tym myślę, że jako gatunek ludzki musimy eksplorować kosmos i znaleźć jakąś „planetę B”. Ziemia nie będzie wieczna. Za jakieś 5 mld lat Słońce pochłonie Merkurego i Wenus, a może nawet i Ziemię. Jeżeli jej nie pochłonie, to będzie tu zbyt gorąco, aby coś mogło tu żyć.


Twoja pasja jest fascynująca, ale – nie  ukrywajmy tego – droga. Jak radzisz sobie z finansowaniem póki co analogowych misji?


Do tej pory brałam udział w misjach, które odbywały się w symulowanych bazach kosmicznych w Polsce, w związku z tym były nieco tańsze. Marzy mi się wyjazd na misję do Brazylii lub na Hawaje. Ta ostatnia wiąże się z kosztami rzędu nawet do 17 tys. zł. Staram się pozyskiwać środki z różnych źródeł, ale nie ukrywam, że z wielu swoich aktywności muszę po prostu rezygnować. 


Wiem, że bardzo chciałaś zakwalifikować się do 5-letniego programu firmy AdvancingX, bo to oznaczałaby realną szansę na lot w kosmos. Udało się?


W połowie czerwca dostałam potwierdzenie, że dostałam się do tego programu. W sumie to pewnego rodzaju konkurs, ponieważ jako uczestnik przechodzisz różnego rodzaju testy tzw. challenge. Osoby, które poradzą sobie najlepiej, mają szansę na lot suborbitalny.

 

 

Jakiego rodzaju są to próby?

 

Są to różne konkurencje, począwszy od sprawdzania tego, jak radzisz sobie w zadaniach zespołowych, po nurkowanie czy chodzenie po jaskiniach, bo na Księżycu lub Marsie są jaskinie. Wiele osób zastanawia się, dlaczego umiejętność nurkowania jest taka ważna. Chodzi o to, że woda imituje warunki zmniejszonej grawitacji. NASA czy ESA (Europejska Agencja Kosmiczna) szkolą swoich astronautów wewnątrz basenów, w których znajdują się zatopione moduły stacji kosmicznej. Astronauci ćwiczą tzw. EVA, czyli extravechicular activity, wychodzenie na zewnątrz. Poza tym przede mną też m.in. trening survivalowy i nauka sterowania dronami. Na wszystkie treningi będą musiała latać do USA, więc zaczynam szukać sponsorów. Na moim profilu na Facebooku, Dark Horse Projects, staram się pokazywać to, co robię i udowadniać, że mogę działać, nawet jeżeli nie mam wystarczająco dużo pieniędzy. Z drugiej strony jest mi coraz ciężej się rozwijać, bo raczej wszystko, co mogłam zrobić za darmo lub mając niewiele środków, już zrobiłam.

 

Dark Horse Projects, nazwa profilu wiele mówi o Tobie. Myślisz, że jesteś czarnym koniem?

 

Nazwa „Czarny koń” brzmi bardzo górnolotnie, ale z definicji słownikowej wynika, że czarny koń to osoba, w którą nikt nie wierzy, nawet ona sama, a jednak osiąga cel. Kiedy w dzieciństwie mówiłam, że chciałabym zostać astronautką, słyszałam, że muszę być zupełnie zdrowa albo mieć IQ na poziomie 200. Takie rozmowy sprawiały, że na moment porzuciłam to marzenie. Jednak potem dołączyłam do projektu Europejskiej Agencji Kosmicznej: HEDGEHOG REXUS Project i okazało się, że wcale nie trzeba być aż takim ideałem. Stwierdziłam, że chcę zostać astronautką i polecieć w kosmos. Jasne, że spotykałam takie osoby, które mówiły, żebym odpuściła. Denerwowało mnie to, gdy ktoś we mnie nie wierzył. Powiedziałam sobie: „Nie słucham was!”. Zaczęłam promować to, co robię. Mój trener karate nazwał mnie kiedyś czarnym koniem. Stwierdziłam, że to określenie pasuje idealnie. Nikt we mnie nie wierzył i do dzisiaj wiele osób uważa, że to, co staram się robić jest absurdalne i niedorzeczne. Mimo to, staram się ze wszystkich sił osiągnąć swój cel i wiele rzeczy ostatecznie mi wychodzi (oczywiście nie wszystko). Nie lubię, gdy ludzie mówią, że coś im się udało. Bo to my sami mamy moc sprawczą.

Zobacz także