Jednym z najistotniejszych czynników wpływających w wymiarze globalnym na przyrodę jest rolnictwo, zarówno uprawa roślin, jak i hodowla zwierząt. To właśnie na te cele wycina się lasy tropikalne. W Europie lasy wycięto już dawno, na potrzeby tworzenia pól i pastwisk, trwale przy okazji zmieniając krajobraz. To, co obecnie znamy jako sielsko-anielski krajobraz wiejski, gdzie fajnie jest wypoczywać w agroturystyce, to w istocie krajobraz kulturowy, niemający wiele wspólnego z pierwotnym i naturalnym. Powszechne uważa się, że rolnictwo ekstensywne (ekologiczne, organiczne) nie szkodzi tak bardzo bioróżnorodności, jak wielkie monokultury, na przykład rzepaku czy kukurydzy.

 

Jest to kwestia dyskusyjna, bo im mniej intensywne rolnictwo, tym więcej powierzchni jest potrzebne do wyżywienia ludzkości. Inną kwestią jest ocena, jaki rodzaj diety jest najbardziej pro-środowiskowy w kontekście ochrony klimatu i przyrody. Pomijając kwestie destrukcji siedlisk i różnorodności biologicznej, to produkcja żywności odpowiada za jedną czwartą światowej emisji gazów cieplarnianych. Patrząc na emisje dwutlenku węgla związane z produkcją różnych pokarmów można dojść do wniosku, że najkorzystniejsza byłaby dieta wegetariańska. Z najnowszych badań wynika, że średni ślad węglowy diety wegańskiej (0,69 ± 0,05 kg ekwiwalentu CO2/1000 kcal) i wegetariańskiej (1,16 ± 0,02) był niższy niż w przypadku diety peskatariańskiej (dieta będąca odmianą semiwegetarianizmu, polegająca na wyłączeniu z diety mięsa czerwonego i białego, a pozostawieniu ryb, ślad węglowy 1,66 ± 0,04), wszystkożernej (2,23 ± 0,01), paleo (2,62 ± 0,33) lub keto (2,91 ± 0,27). W podsumowaniu autorzy napisali, że uśredniając diety peskatariańskie mogą być najzdrowsze, ale diety roślinne mają niższy ślad węglowy niż inne popularne diety, w tym diety keto i paleo.

 

 

Według strony Our World in Data, największy ślad węglowy ma produkcja wołowiny, mocno odstając od reszty produktów z listy. Następna (ale dwa razy mniej emisjogenna) jest ciemna czekolada, a później: baranina i jagnięcina. Wysoki ślad węglowy ma też hodowla bydła mlecznego i produkcja kawy. Niewielki ślad węglowy ma natomiast większość warzyw i owoców.

 

Powody do przejścia na dietę wege mogą być różne: zdrowotne, etyczne lub środowiskowe. Zapewne nie każdy da się do takiej diety przekonać, nie jest też ona z ewolucyjnego punktu widzenia optymalna dla wszystkożernego człowieka. Jednak już zmiana nawyków żywieniowych i ograniczenie spożycia mięsa, którego przecież nie musimy jeść codziennie, miałoby pozytywny wpływ na środowisko. Inne pomysły w tym zakresie to nowe technologie, na przykład hodowla mięsa w laboratorium lub tzw. precyzyjna fermentacja, czyli pozyskiwanie białka z hodowli drobnoustrojów. Problem z różnymi nowatorskimi metodami jest taki, że może być trudno przekonać do nich konsumentów. Nasze nawyki żywieniowe są częścią naszej tożsamości: indywidualnej, rodzinnej, kulturowej. Wszelkie zabiegi socjotechniczne wokół tradycji kulinarnych prawdopodobnie będą budzić sprzeciw, co świetnie widać po wielkiej „inbie” o robaki.

 

O co chodzi z jedzeniem robaków?

 

Komisja Europejska już kilka razy dopuściła do użytku na rynku europejskim produkty pochodzące od kilku gatunku owadów. Wcześniej nie budziło to specjalnych kontrowersji, jednak ostatnie decyzje z początku 2023 zaowocowały niebywałym szumem medialnym i straszeniem, że „Unia każe nam jeść robaki!”. W mediach społecznościowych pojawiło się mnóstwo dezinformacji, że nie będzie żadnych wymogów dotyczących etykietowania żywności zawierającej te składniki. lub że produkty tego typu są szczególnie niebezpieczne. A co naprawdę mówią przepisy unijne? Komisja zezwoliła na wprowadzenie do obrotu czwartego owada, alphitobius diaperionus (pleśniakowiec lśniący), jako żywności. Ponadto, komisja po raz pierwszy zezwoliła na wprowadzenie do obrotu częściowo odtłuszczonego proszku uzyskanego z całego acheta domesticus (świerszcz domowy). Zezwolenie na te dwa nowe produkty żywnościowe pozwoli wnioskodawcom (czyli przedsiębiorcom) na ich wprowadzenie na rynek UE pod pewnymi warunkami stosowania.

 

Takie zezwolenie jest wymagane przez Rozporządzenie w sprawie nowej żywności (tzw. Novel Food). Rozporządzenie to pomaga firmom spożywczym we wprowadzaniu innowacyjnej żywności na rynek UE, jednocześnie gwarantując jej bezpieczeństwo. Jak można przeczytać na rządowej stronie Głównego Inspektora Sanitarnego „nowa żywność oznacza żywność, której nie stosowano w znacznym stopniu w Unii do spożycia przez ludzi przed dniem 15 maja 1997 r., niezależnie od dat przystąpienia państw członkowskich do Unii. Może to być np. żywność nowoopracowana lub innowacyjna bądź też wyprodukowana z zastosowaniem nowych technologii i procesów produkcji. Do nowej żywności zalicza się również tradycyjną żywność pochodzącą z państw trzecich, tj. spożywaną poza obszarem Unii Europejskiej, która nie została wprowadzona do obrotu na rynek unijny na masową skalę".

 

 

Oceny bezpieczeństwa dokonuje Europejski Urząd ds. Bezpieczeństwa Żywności (EFSA). Urząd weryfikuje, w świetle dostępnych dowodów naukowych, czy żywność nie stanowi zagrożenia dla zdrowia ludzkiego. Został on utworzony w 2002 roku, aby służyć jako bezstronne źródło doradztwa naukowego i informować o zagrożeniach związanych z łańcuchem produkcji żywności. Zapewnia podstawy naukowe dla unijnych przepisów w celu ochrony europejskich konsumentów przed zagrożeniami związanymi z żywnością „od pola do stołu”. Przepisy te zapewniają właściwą równowagę między innowacyjnością a bezpieczeństwem. Dotyczą żywności tak różnorodnej jak owady, algi, nowe białka roślinne lub tradycyjna żywność z krajów trzecich. Zasady leżące u podstaw rozporządzenia w sprawie nowej żywności są takie, że musi być ona bezpieczna dla konsumentów i odpowiednio oznakowana, aby nie wprowadzać ich w błąd. Jeśli nowa żywność ma zastąpić inną żywność, nie może różnić się w taki sposób, że konsumpcja tej nowej byłaby niekorzystna pod względem odżywczym dla konsumenta. Na mocy rozporządzenia w przeszłości dopuszczono już trzy owady na rynek unijny, gdyż do tej pory wydano zezwolenia dla mącznika młynarka, szarańczy wędrownej i świerszcza domowego. Jak więc widać świerszcz domowy (w postaci mrożonej, suszonej i sproszkowanej) był już dopuszczony na rynek UE, a medialne zamieszanie dotyczyło tylko innej formy tego produktu (częściowo odtłuszczonego proszku), więc w sumie niczego specjalnie nowego.

 

To konsumenci decydują czy chcą jeść owady, czy nie. Nie ma mowy o żadnych nakazach. Wykorzystanie owadów jako alternatywnego źródła białka nie jest niczym nowym. Są one regularnie spożywane w wielu częściach świata, a przyzwyczajenie do takiej żywności to kwestia kulturowa. Przykładowo kiedyś w Polsce wiele osób nie było w stanie przełknąć owoców morza, czy surowych ryb, a teraz jedzenie krewetek i sushi jest na porządku dziennym.

 

Spożywanie owadów ma pozytywny wpływ na środowisko, bo może ograniczyć klasyczną hodowlę zwierząt na mięso, jednocześnie stanowiąc wartościowe źródło białka. FAO (Organizacja Narodów Zjednoczonych ds. Wyżywienia i Rolnictwa) wskazuje, że owady są bardzo pożywnym i zdrowym źródłem pożywienia o wysokiej zawartości tłuszczu, białka, witamin, błonnika i minerałów. Więcej na temat „afery o robaki” można przeczytać na platformie fact-checkingowej Demagog.

Zobacz także