Arkadiusz Wilczek to ratownik medyczny i absolwent inżynierii zarządzania w WSB, który w ramach zajęć zaprojektował robota software’owego usprawniającego pracę na szpitalnym oddziale ratunkowym. Nad swoim projektem pracował m.in. w przerwach 12-godzinnego dyżuru.

 

Skąd pomysł na to, aby robot pomagał akurat w pracy w szpitalu?


WSB w Opolu współpracuje z firmą First Byte, która jest partnerem kierunku inżynieria zarządzania i dostarcza oprogramowanie Wizlink do projektowania i zarządzania robotami software’owymi. Jestem już absolwentem inżynierii zarządzania, a to była moja praca zaliczeniowa na zajęcia z systemów informatycznych wspomagania produkcji, które prowadził dr inż. Janusz Sasak. Od 20 lat pracuję też jako starszy ratownik medyczny w Uniwersyteckim Szpitalu Klinicznym w Opolu i pomyślałem, że to może być sposób na usprawnienie i ułatwienie pracy na szpitalnym oddziale ratunkowym, tym bardziej w trakcie pandemii. To właśnie ona spowodowała dodatkowe obciążenie personelu – doszły nowe obowiązki i procesy. Poza tym uważam, że warto w pracy wykorzystywać nowoczesne technologie, jestem też zwolennikiem filozofii kaizen, czyli doskonalenia małymi krokami. 


Czym dokładnie zajmował się robot i na czym polegała Twoja praca w tym projekcie?


To był mój pierwszy kontakt z programowaniem. Tak naprawdę uczyłem się tego robota, tworzyłem go, sprawdzałem, czy to wszystko działa z technicznego punktu widzenia, czy robot rzeczywiście się przyda. To tak naprawdę program komputerowy, który jest składanką algorytmów. Jego zadanie to wspieranie personelu szpitala w sprawdzaniu wyników pacjentów, od których pobrano wymazy RT-PCR, aby sprawdzić, czy mają koronawirusa. Podczas pracy nad projektem wszystko robiłem sam, począwszy od zmapowania całego procesu przez przekazanie zlecenia aż do uzyskania wyniku.

 


Jak robot działał w praktyce?


Przy założeniu, że są dwie bazy danych, rola robota polegała na pobraniu konkretnych danych pacjenta (nr PESEL), od którego został pobrany wymaz, i przesłaniu ich do pracowni mikrobiologii. Następnie na odczytaniu wyniku wymazu i przesłaniu go z pracowni mikrobiologii do bazy danych SOR-u. Informacja o tym, że jest już wynik pacjenta (pozytywny lub negatywny) pojawiała się na głównym komputerze SOR-u, ale mogła zostać wysłana też na e-maila lub jako SMS. Robot sam może wykonywać powtarzalne czynności, dzięki czemu pracownicy szpitalnego oddziału ratunkowego nie muszą poświęcać na to czasu. Po prostu dostajemy informację o tym, że pacjent choruje na COVID lub nie. Robot pozwala oszczędzać nasz czas.

 

Jak bardzo robot usprawnia pracę SOR-u? Ile czasu pozwala zaoszczędzić?


Przetestowanie robota już podczas mojego jednego dyżuru przyniosło dobre efekty. Pozwoliło zaoszczędzić od 15 do 17 minut na jednego pracownika szpitala (jest ich 13) w ciągu 12-godzinnego dyżuru. Łącznie to czas ponad 3 godzin. 

 

Ilu pacjentów można mieć pod opieką w czasie dyżuru?


To wszystko zależy od tzw. obszaru. Na obszarze czerwonym, resuscytacyjnym, może być przykładowo czterech pacjentów, ale wymagają intensywnej terapii. Natomiast w przypadku strefy internistyczno-kardiologicznej może być to nawet 40-50 pacjentów w ciągu dyżuru, którzy są pod opieką 3-4 osób. Zdarza się, że jest to 14-15 osób na jednego członka personelu szpitala. 

 

Skoro wiadomo, że robot przynosi oszczędność czasu, który można wykorzystać na lepszą opiekę nad pacjentami, czy jest szansa, że zostanie wdrożony?


Robot jeszcze nie działa na SOR-ze, na razie stanowi ciekawostkę. Jego wdrożenie jest realne, ale wymagałoby wielu godzin pracy, powołania zespołu projektowego, wprowadzenia go do systemu operacyjnego szpitala. To na pewno zadanie na przyszłość.

 


Mogę sobie tylko wyobrazić, jak obciążająca psychicznie i fizycznie jest praca ratownika medycznego, w dodatku podczas trwającej pandemii. Gdzie w tym wszystkim jeszcze siły i chęć do tego, aby uczyć się programowania?


Po pierwsze, kiedy zaczynałem studia, nie było jeszcze pandemii. Po drugie, nie lubię iść na skróty. Nie uważam się za specjalistę od programowania, jestem żółtodziobem, ale myślę, że człowiek doskonali się całe życie. Ogromnym plusem tego projektu było to, że mogłem pracować zdalnie na komputerze, który fizycznie znajdował się na uczelni, a ja miałem do niego dostęp online. Praca w szpitalach covidowych wiąże się z tym, że po tych czterech godzinach w kombinezonie ochronnym ma się 2-3 godziny przerwy. Pisanie programu w tym czasie pozwalało mi się przestawić na inne tory, znaleźć alternatywę dla tego, co działo się obok.


Co dały Ci te studia?


Uświadomiły mi, że chodzi nie tylko o procedury. Znaczenie ma mapowanie procesów, zwracanie uwagi na jakość, wdrożenie 5S według lean management, czyli narzędzi i elementów, które mogą ograniczyć marnotrawienie w miejscu pracy i wprowadzić porządek. To pewne standardy działania, które ułatwiają pracę młodemu personelowi. Poza tym studia to alternatywa, szansa na drugi zawód, bo kto wie, co będzie później. Chciałbym, żeby moja dalsza ścieżka rozwoju naukowego szła w kierunku zarządzania organizacją ochrony zdrowia.
 

Rozmawiała Daria Olech.

Zobacz także